piątek, 19 lipca 2013

Chapter III

Zazwyczaj zasypiam i śnię o szczęśliwych czasach przed tym całym bałaganem.
To nie wydarzyło się dzisiaj. Śniłam o krwi i morderstwie. Popełniałam morderstwo ponownie. Wyjątkiem było to, że tym razem nie byłam jakąś postacią w tle. Zabijałam Violet.
Cały czas. Bez przerwy.
Dźgałam ją nożem i patrzyłam jak wykrwawia się. Później jej rany goiły się, wstawała i zaczynała wołać Tate'a. Mogłam dusić ją. Zrzucać ze schodów. Uderzać jej głową o ścianę, aż kawałki jej mózgu leżały na podłodze. Mogłam ciąć każdy fragment jej skóry, wyrywać dłońmi wnętrzności z jej ciała... Ale za każdym razem wstawała, uśmiechała się i zaczynała szukać Tate'a.
Byłam tak bardzo wkurzona, że przecięłam ją na pół w wannie, wyciągnęłam jedną jej część z posiadłości i zostawiłam na ulicy. Ciężarówka przejechała po niej.
Gdy tylko wróciłam do środka i zaczęłam sprzątać, Violet była już przy moim boku. W środku krzyczałam, gdy mówiła do mnie wesołym głosem o tym jakby było świetnie, gdybym poznała Tate'a. Mówiła, że Tate jest najlepszy i polubiłabym go.
Nie mogłam sprawić, żeby odeszła. Nie mogłam zabić jej. Nie mogłam uciec...
Obudziłam się oblepiona potem i trzęsąca się. Zbyt mocno ściskałam rysunki podczas snu i większość z nich była teraz zniszczona. Skupiłam się wyłącznie na prostowaniu ich. Gdybym wsadziła je pod coś ciężkiego to wróciłyby do poprzedniego stanu.
Szybko wzięłam parę spodni i założyłam je wyczołgując się z piwnicy tak szybko jak było to możliwe. Gdy udałam się do schodów to ujrzałam swoje odbicie w lustrze. Moje czarne włosy były delikatnie posklejane od potu. Zbyt dużo razy noszona koszulka byłą podziurawiona. Miałam na sobie jeansy, które należały do Tate'a - rozerwane na kolanach i dosyć szerokie. Mój wygląd przypominał wielki bałagan, ale nie obchodziło mnie. Skoro ukrywałam się przed Tate'm to nie było nikogo innego komu chciałabym zaimponować.
Moje stopy kierowały się po zimnych stopniach piwnicy na górę, przez kuchenną podłogę. Szłam cały czas do góry. Dookoła mnie panowała martwa cisza. Przez całą drogę, aż na strych.
"Cześć Beau, śpisz?"
Usłyszałam pociąganie łańcucha po podłodze, gdy usiadłam ze skrzyżowanymi nogami.
"Zero snu?"
Wzruszyłam ramionami. "Trochę snu. Zły sen." Westchnęłam i złapałam czerwoną piłeczkę, którą poturlał w moją stronę. "Więcej snu już nie będzie."
"Trzęsiesz się."
"Tak, to przez zimno." Poturlałam piłeczkę do niego.
"Zagrajmy." Uśmiechnął się i piłeczka znowu powędrowała w moją stronę. Tym razem zaczęła odbijać się od podłogi.
"Beau, musimy być cicho i tylko turlać." Oddałam mu piłeczkę.
"Gdzie jest... Moira?"
"Moira jest..." Zastanowiłam się. "Czy jest w biurze i sprząta?"
"Nie, Ben jest w biurze. Nie śpi, pracuje."
"Oh, widzę." Przerwałam. "Ben jest terapeutą?"
Przytaknął. "Tata Violet."
"Gdzie jest Violet? Jest w swoim pokoju?"
"Nie, Vivian i ona są w jednym pokoju."
"W pokoju Vivian?"
"Tak". Piłeczka cały czas turlała się pomiędzy nami.
"Nora jest z Thaddeusem?"
Beau zaśmiał się. "Nieee. Nora jest w jadalni, a doktor jest z nią."
"Czy Hayden jest w altance?"
"Tak!"
"Czy to wszyscy?"
"Nie."
Zmarszczyłam brwi. "Kto jeszcze?"
"Gdzie jest Lily?"
Uśmiechnęłam się. "Z Beau."
"A gdzie jest Beau?"
Zaśmiałam się. "Z Lily."
On również zaśmiał się. "Jesteśmy na strychu!" Zawołał.
"Shhh, Beau. Nie możemy grać, jeśli jesteś głośno."
Ziewnął. "Przepraszam, Lily." Spojrzał za mnie. "Tate."
Obróciłam się szybko piszcząc ze strachu.
Beau zaśmiał się, gdy tylko odwróciłam się z powrotem. "Żartuję."
Uśmiechnęłam się. "Grał z tobą dzisiaj?"
"Tak. Każdego dnia."
"Każdego dnia?"
"Codziennie." Beau powiedział triumfalnie.
"Cóż, jutro kiedy będzie z tobą grał to rozpraszaj go, dobrze?" Wstałam do wyjścia.
"Dobrze. Czas na sen?"
"Tak. Idź spać od razu."
"Dobrze. Dobranoc, Lily."
Zatrzymałam się przy drabinie. "Beau?"
Spojrzał na mnie leżąc już na łóżku. "Tak?"
"Kiedy zaczniesz z nim grać to zachowuj się tak głośno, żebym mogła to słyszeć w piwnicy. Dobrze?"
Uśmiechnął się. "Tak. Głupiutka Lily."
Zeszłam na dół po drabinie. Zanim zamknęłam strych usłyszałam jak szepcze.
"Lily, nie zapytałaś gdzie jest Tate."
Zatrzymałam się i przygryzłam wargę. Zastanowiłam się przez chwilę. "Uhm... Jest w piwnicy?"
"Nie, pokój Violet."
Zerknęłam wzdłuż korytarza. "Idź spać, Beau."
Zamknęłam cicho pokrywę od strychu. Stałam tam przez chwilę, ciężko oddychając. Ruszyłam korytarzem. Nie mógł obudzić się, prawda? Byłam zbyt cicho, a on ma głęboki sen.
Nagle zobaczyłam go leżącego na podłodze. Spał. Ledwo co powstrzymałam się, żeby nie podbiec do niego, objąć go i pocałować jego piękną twarz.
Jesteś ciemnością.
Usiadłam kilka metrów od niego. Pamiętam, że kiedy byliśmy jeszcze żywi to często mówił przez sen.
"Violet..." Byłam rozczarowana, gdy zaczął szeptać. 'Violet, proszę. Wybacz mi... Violet, przepraszam!" Jego głos zaczął nabierać na sile powodując, że odsunęłam się dalej. "Nie, nie, nie. Violet. Nie opuszczaj mnie. Przepraszam!"
Wstałam po cichu. Chciałam zostać, przyglądać mu się. Ale może to nie był najwłaściwszy czas. Ruszyłam w kierunku drzwi.
"Lily..."
Zatrzymałam się przerażona w drzwiach. Poczułam dreszcze na ciele. Czy on nie spał? Powoli policzyłam do trzech i odwróciłam się. Nadal spał. Wypuściłam powietrze, które długo trzymałam w płucach.
"Lily, gdzie jesteś?" Jego twarz wykrzywiła się w cierpieniu. "Lily, gdzie poszłaś?"
W tej chwili byłam bliska płaczu.
"Lily, kochałem cię... Gdzie poszłaś?"
Poczułam łzy spływające po policzkach. Nie wróciłam się. To jeszcze nie był odpowiedni czas.
"Lily, nie chciałem tego zrobić." Jęknął z bólu, który przeżywał. "Chciałem po prostu żebyśmy..."
Nadal stałam w drzwiach przez chwilę. Nie dokończył. Zaczął odwracać się w moją stronę, więc szybko wybiegłam z pokoju. Wytarłam łzy z twarzy i próbowałam uspokoić się biorąc powolne oddechy.
"Wszystko w porządku?" Męski głos zapytał.
Spojrzałam szybko na niego. "Tak." Odpowiedziałam instynktownie.
"Kim jesteś?" Podszedł bliżej, a ja wycofałam się.
"Kim jesteś?"
Zaśmiał się cicho. "Ben Harmon."
"Oh, tata Violet."
"Musisz być dziewczyną, którą poznała dzisiaj?"
Przytaknęłam. "Lilian."
"Oh, miło mi cię poznać." Wyciągnął w moją stronę rękę.
Uścisnęłam ją przyglądając mu się uważnie.
"Więc wszystko w porządku?"
Przytaknęłam. "Po prostu... Nie mogłam spać, więc przyszłam tutaj... Nie sądziłam, że ktoś nie śpi."
"Ja również nie mogłem spać."
Uśmiechnęłam się delikatnie.
"Naprawdę nie rozumiem dlaczego śpimy." Zarechotał. "Przecież jesteśmy martwi!"
Przechyliłam głowę w bok. "Sen jest stanem odnowienia. Nie potrzebujemy go, ale lubimy. Czasami pomaga."
Przytaknął w zamyśleniu. "Więc, chcesz żebym zrobił coś do jedzenia?"
Poderwałam się. "Kto pierwszy w kuchni."
Poranne promienie słoneczne zaczęły dostawać się do wnętrza domu, a my staliśmy w kuchni i śmialiśmy się.
"Nie mogę uwierzyć, że to właśnie się dzieje. Jaka osoba robi śniadanie tylko przy użyciu jajek i karmelu?" Zapytał Ben, gdy zaczęłam nam nakładać wielkie porcje na talerze.
"Szalona osoba." Nie miałam żadnego problemu z Benem Harmonem. Stwierdzając fakty, on jest prawdopodobnie moim sojusznikiem. Oboje nie chcieliśmy, aby Violet i Tate byli razem.
Usiadłam i wytarłam ręce w koszulkę. "Zaraz wrócę. Muszę przebrać się."
Pomachał, gdy ruszyłam schodami w dół.
Zamarzłam na końcu schodów. To był on, gej zdrajca. Uśmiechnął się złośliwie.
"Znalazłaś innego mężczyznę do zabawy?"
Nie odpowiedziałam.
"Co sprawia, że jest taki specjalny? Jest zdrajcą, tak jak ja." Bawił się wykałaczką w zębach. "Tak jak ty." Jego uśmiech był diabelski.
Pokręciłam głową. "Ja nie-"
"Zamknij się!" Krzyknął. Nagle trzymał mnie za koniec mojej koszulki. "Chcę, żebyś powiedziała mi dlaczego!"
"Dlaczego co?" Odkrzyknęłam, próbując wyrwać mu się.
"Dlaczego zabiłaś mnie!" Rzucił mną o ścianę.
Poczułam jak moja szczęka pękła. Stanęłam prosto z powrotem. "Nie zabiłam cię. Przecież wiesz kto cię zabił!"
"Tak, on mnie zabił również..." Zaczął mówić wolniej. "Ale chcę wiedzieć dlaczego cały czas torturujesz mnie."
"Ja... Co?"
"Umieram i tak jakby jestem wolny przez zaledwie kilka sekund. Później wracam i wszystko ze mną okej. I ty znowu robisz to samo."
Odwróciłam się od niego.
Złapał mnie i przygniótł do ziemi tym razem. "Rozumiem, ty cholerna dziwko! Jesteś zła, w porządku. Ale nie." Uderzył moją głową o ścianę ponownie. "Zadzieraj." Powtórzył to. "Ze mną." Moja głowa jeszcze raz spotkała się z twardym murem. "Dopóki nie wymyślisz jak zrobić to raz, a porządnie." Ostatnie uderzenie i wszystko zrobiło się czarne.
Zrozumiałam o czym wcześniej mówił.

2 komentarze:

  1. Kocham to! Naprawdę piszesz w taki wspaniały sposób, i chyba dodajesz co kilka dni, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :)
    Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. Szczegóły na moim blogu : http://dangerismylifestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń