piątek, 19 lipca 2013

Chapter III

Zazwyczaj zasypiam i śnię o szczęśliwych czasach przed tym całym bałaganem.
To nie wydarzyło się dzisiaj. Śniłam o krwi i morderstwie. Popełniałam morderstwo ponownie. Wyjątkiem było to, że tym razem nie byłam jakąś postacią w tle. Zabijałam Violet.
Cały czas. Bez przerwy.
Dźgałam ją nożem i patrzyłam jak wykrwawia się. Później jej rany goiły się, wstawała i zaczynała wołać Tate'a. Mogłam dusić ją. Zrzucać ze schodów. Uderzać jej głową o ścianę, aż kawałki jej mózgu leżały na podłodze. Mogłam ciąć każdy fragment jej skóry, wyrywać dłońmi wnętrzności z jej ciała... Ale za każdym razem wstawała, uśmiechała się i zaczynała szukać Tate'a.
Byłam tak bardzo wkurzona, że przecięłam ją na pół w wannie, wyciągnęłam jedną jej część z posiadłości i zostawiłam na ulicy. Ciężarówka przejechała po niej.
Gdy tylko wróciłam do środka i zaczęłam sprzątać, Violet była już przy moim boku. W środku krzyczałam, gdy mówiła do mnie wesołym głosem o tym jakby było świetnie, gdybym poznała Tate'a. Mówiła, że Tate jest najlepszy i polubiłabym go.
Nie mogłam sprawić, żeby odeszła. Nie mogłam zabić jej. Nie mogłam uciec...
Obudziłam się oblepiona potem i trzęsąca się. Zbyt mocno ściskałam rysunki podczas snu i większość z nich była teraz zniszczona. Skupiłam się wyłącznie na prostowaniu ich. Gdybym wsadziła je pod coś ciężkiego to wróciłyby do poprzedniego stanu.
Szybko wzięłam parę spodni i założyłam je wyczołgując się z piwnicy tak szybko jak było to możliwe. Gdy udałam się do schodów to ujrzałam swoje odbicie w lustrze. Moje czarne włosy były delikatnie posklejane od potu. Zbyt dużo razy noszona koszulka byłą podziurawiona. Miałam na sobie jeansy, które należały do Tate'a - rozerwane na kolanach i dosyć szerokie. Mój wygląd przypominał wielki bałagan, ale nie obchodziło mnie. Skoro ukrywałam się przed Tate'm to nie było nikogo innego komu chciałabym zaimponować.
Moje stopy kierowały się po zimnych stopniach piwnicy na górę, przez kuchenną podłogę. Szłam cały czas do góry. Dookoła mnie panowała martwa cisza. Przez całą drogę, aż na strych.
"Cześć Beau, śpisz?"
Usłyszałam pociąganie łańcucha po podłodze, gdy usiadłam ze skrzyżowanymi nogami.
"Zero snu?"
Wzruszyłam ramionami. "Trochę snu. Zły sen." Westchnęłam i złapałam czerwoną piłeczkę, którą poturlał w moją stronę. "Więcej snu już nie będzie."
"Trzęsiesz się."
"Tak, to przez zimno." Poturlałam piłeczkę do niego.
"Zagrajmy." Uśmiechnął się i piłeczka znowu powędrowała w moją stronę. Tym razem zaczęła odbijać się od podłogi.
"Beau, musimy być cicho i tylko turlać." Oddałam mu piłeczkę.
"Gdzie jest... Moira?"
"Moira jest..." Zastanowiłam się. "Czy jest w biurze i sprząta?"
"Nie, Ben jest w biurze. Nie śpi, pracuje."
"Oh, widzę." Przerwałam. "Ben jest terapeutą?"
Przytaknął. "Tata Violet."
"Gdzie jest Violet? Jest w swoim pokoju?"
"Nie, Vivian i ona są w jednym pokoju."
"W pokoju Vivian?"
"Tak". Piłeczka cały czas turlała się pomiędzy nami.
"Nora jest z Thaddeusem?"
Beau zaśmiał się. "Nieee. Nora jest w jadalni, a doktor jest z nią."
"Czy Hayden jest w altance?"
"Tak!"
"Czy to wszyscy?"
"Nie."
Zmarszczyłam brwi. "Kto jeszcze?"
"Gdzie jest Lily?"
Uśmiechnęłam się. "Z Beau."
"A gdzie jest Beau?"
Zaśmiałam się. "Z Lily."
On również zaśmiał się. "Jesteśmy na strychu!" Zawołał.
"Shhh, Beau. Nie możemy grać, jeśli jesteś głośno."
Ziewnął. "Przepraszam, Lily." Spojrzał za mnie. "Tate."
Obróciłam się szybko piszcząc ze strachu.
Beau zaśmiał się, gdy tylko odwróciłam się z powrotem. "Żartuję."
Uśmiechnęłam się. "Grał z tobą dzisiaj?"
"Tak. Każdego dnia."
"Każdego dnia?"
"Codziennie." Beau powiedział triumfalnie.
"Cóż, jutro kiedy będzie z tobą grał to rozpraszaj go, dobrze?" Wstałam do wyjścia.
"Dobrze. Czas na sen?"
"Tak. Idź spać od razu."
"Dobrze. Dobranoc, Lily."
Zatrzymałam się przy drabinie. "Beau?"
Spojrzał na mnie leżąc już na łóżku. "Tak?"
"Kiedy zaczniesz z nim grać to zachowuj się tak głośno, żebym mogła to słyszeć w piwnicy. Dobrze?"
Uśmiechnął się. "Tak. Głupiutka Lily."
Zeszłam na dół po drabinie. Zanim zamknęłam strych usłyszałam jak szepcze.
"Lily, nie zapytałaś gdzie jest Tate."
Zatrzymałam się i przygryzłam wargę. Zastanowiłam się przez chwilę. "Uhm... Jest w piwnicy?"
"Nie, pokój Violet."
Zerknęłam wzdłuż korytarza. "Idź spać, Beau."
Zamknęłam cicho pokrywę od strychu. Stałam tam przez chwilę, ciężko oddychając. Ruszyłam korytarzem. Nie mógł obudzić się, prawda? Byłam zbyt cicho, a on ma głęboki sen.
Nagle zobaczyłam go leżącego na podłodze. Spał. Ledwo co powstrzymałam się, żeby nie podbiec do niego, objąć go i pocałować jego piękną twarz.
Jesteś ciemnością.
Usiadłam kilka metrów od niego. Pamiętam, że kiedy byliśmy jeszcze żywi to często mówił przez sen.
"Violet..." Byłam rozczarowana, gdy zaczął szeptać. 'Violet, proszę. Wybacz mi... Violet, przepraszam!" Jego głos zaczął nabierać na sile powodując, że odsunęłam się dalej. "Nie, nie, nie. Violet. Nie opuszczaj mnie. Przepraszam!"
Wstałam po cichu. Chciałam zostać, przyglądać mu się. Ale może to nie był najwłaściwszy czas. Ruszyłam w kierunku drzwi.
"Lily..."
Zatrzymałam się przerażona w drzwiach. Poczułam dreszcze na ciele. Czy on nie spał? Powoli policzyłam do trzech i odwróciłam się. Nadal spał. Wypuściłam powietrze, które długo trzymałam w płucach.
"Lily, gdzie jesteś?" Jego twarz wykrzywiła się w cierpieniu. "Lily, gdzie poszłaś?"
W tej chwili byłam bliska płaczu.
"Lily, kochałem cię... Gdzie poszłaś?"
Poczułam łzy spływające po policzkach. Nie wróciłam się. To jeszcze nie był odpowiedni czas.
"Lily, nie chciałem tego zrobić." Jęknął z bólu, który przeżywał. "Chciałem po prostu żebyśmy..."
Nadal stałam w drzwiach przez chwilę. Nie dokończył. Zaczął odwracać się w moją stronę, więc szybko wybiegłam z pokoju. Wytarłam łzy z twarzy i próbowałam uspokoić się biorąc powolne oddechy.
"Wszystko w porządku?" Męski głos zapytał.
Spojrzałam szybko na niego. "Tak." Odpowiedziałam instynktownie.
"Kim jesteś?" Podszedł bliżej, a ja wycofałam się.
"Kim jesteś?"
Zaśmiał się cicho. "Ben Harmon."
"Oh, tata Violet."
"Musisz być dziewczyną, którą poznała dzisiaj?"
Przytaknęłam. "Lilian."
"Oh, miło mi cię poznać." Wyciągnął w moją stronę rękę.
Uścisnęłam ją przyglądając mu się uważnie.
"Więc wszystko w porządku?"
Przytaknęłam. "Po prostu... Nie mogłam spać, więc przyszłam tutaj... Nie sądziłam, że ktoś nie śpi."
"Ja również nie mogłem spać."
Uśmiechnęłam się delikatnie.
"Naprawdę nie rozumiem dlaczego śpimy." Zarechotał. "Przecież jesteśmy martwi!"
Przechyliłam głowę w bok. "Sen jest stanem odnowienia. Nie potrzebujemy go, ale lubimy. Czasami pomaga."
Przytaknął w zamyśleniu. "Więc, chcesz żebym zrobił coś do jedzenia?"
Poderwałam się. "Kto pierwszy w kuchni."
Poranne promienie słoneczne zaczęły dostawać się do wnętrza domu, a my staliśmy w kuchni i śmialiśmy się.
"Nie mogę uwierzyć, że to właśnie się dzieje. Jaka osoba robi śniadanie tylko przy użyciu jajek i karmelu?" Zapytał Ben, gdy zaczęłam nam nakładać wielkie porcje na talerze.
"Szalona osoba." Nie miałam żadnego problemu z Benem Harmonem. Stwierdzając fakty, on jest prawdopodobnie moim sojusznikiem. Oboje nie chcieliśmy, aby Violet i Tate byli razem.
Usiadłam i wytarłam ręce w koszulkę. "Zaraz wrócę. Muszę przebrać się."
Pomachał, gdy ruszyłam schodami w dół.
Zamarzłam na końcu schodów. To był on, gej zdrajca. Uśmiechnął się złośliwie.
"Znalazłaś innego mężczyznę do zabawy?"
Nie odpowiedziałam.
"Co sprawia, że jest taki specjalny? Jest zdrajcą, tak jak ja." Bawił się wykałaczką w zębach. "Tak jak ty." Jego uśmiech był diabelski.
Pokręciłam głową. "Ja nie-"
"Zamknij się!" Krzyknął. Nagle trzymał mnie za koniec mojej koszulki. "Chcę, żebyś powiedziała mi dlaczego!"
"Dlaczego co?" Odkrzyknęłam, próbując wyrwać mu się.
"Dlaczego zabiłaś mnie!" Rzucił mną o ścianę.
Poczułam jak moja szczęka pękła. Stanęłam prosto z powrotem. "Nie zabiłam cię. Przecież wiesz kto cię zabił!"
"Tak, on mnie zabił również..." Zaczął mówić wolniej. "Ale chcę wiedzieć dlaczego cały czas torturujesz mnie."
"Ja... Co?"
"Umieram i tak jakby jestem wolny przez zaledwie kilka sekund. Później wracam i wszystko ze mną okej. I ty znowu robisz to samo."
Odwróciłam się od niego.
Złapał mnie i przygniótł do ziemi tym razem. "Rozumiem, ty cholerna dziwko! Jesteś zła, w porządku. Ale nie." Uderzył moją głową o ścianę ponownie. "Zadzieraj." Powtórzył to. "Ze mną." Moja głowa jeszcze raz spotkała się z twardym murem. "Dopóki nie wymyślisz jak zrobić to raz, a porządnie." Ostatnie uderzenie i wszystko zrobiło się czarne.
Zrozumiałam o czym wcześniej mówił.

wtorek, 16 lipca 2013

Chapter II

To musiała być moja wina. To ciągłe oskarżanie szumiało w mojej głowie.
Doprowadziłaś Tate'a do szaleństwa. Zabiłaś tych wszystkich ludzi i zabiłaś go. To była twoja wina, że w końcu złamał się. Wiedziałaś, że jest psychopatą i kochałaś to. Pociągało cię to. To ty byłaś ciemnością.
Więc ukryłam się przed nim. Nie chciałam stawać przed nim twarzą. Co jeśli własnie dlatego mnie zabił? Co jeśli w tej sposób chciał powiedzieć te wszystkie słowa, które niosą echo w mojej głowie? Nie miałam odwagi, żeby przekonać się czy to prawda. Więc ukryłam się. To było łatwe, ponieważ on nigdy mnie nie szukał. Oczywiście zawsze tu byłam. Zawsze obserwowałam go. Kochałam go pomimo morderstw. Zabił z zimna krwią tych dwóch mężczyzn dla tej kobiety o imieniu Nora. Sądzę, że nawet śmiałam się z ironii tego. Byłam ciemnością, musiałam być, zachęcającą mojego małego potwora. Kochałam każdą złą rzecz, którą zrobił tak samo mocno jak każdą dobrą.
Oczywiście wszystko zmieniło się, gdy poznał Violet.
Odkąd poznałam go, nic co zrobił tak bardzo nie rozgniewało, przeraziło i zasmuciło mnie. Minęło prawie osiemnaście lat i tylko jedna rzecz doprowadziła mnie do takiego szaleństwa. Był to czas, który on spędzał z Violet.
Niektóre duchy wiedziały, że tutaj jestem. Ale zawsze byłam cicha, trzymałam się z boku. Nikt mnie zbytnio nie znał. Wszyscy byli zszokowani, gdy pojawiłam się.
Najpierw byłam to tylko ja. Chciałam zobaczyć jak dużo krwi mogę wylać na podłogę zanim zagoję się i ile czasu zajmuje Moirze posprzątanie tego. Cięłam swoje nadgarstki, nogi, brzuch, a na końcu szyję. Wszędzie krew. Zawsze śmiałam się.
Kiedy to już mi nie wystarczało to zaczęłam niszczyć rzeczy. Uderzałam w ściany, aż moje ręce krwawiły, tłukłam słoiki w piwnicy, zbijałam talerze. Zaczęłam niszczyć rzeczy Violet co było ryzykowne. Nie wydawało mi się, żeby ona kiedykolwiek o tym myślała. Nie niszczyłam nic wielkiego, ponieważ zawsze bałam się, że Tate wyjdzie zza rogu, gdy będę to robić.
Po tym, gdy poszli razem do łóżka, zaczęłam kompletnie szaleć. Pierwszy raz, gdy byłam sama w łazience i pielęgniarka pojawiła się. Nieważne jak bardzo wydawało jej się, że jest straszna. To co jej zrobiłam było o wiele straszniejsze. Krew kapiąca z wanny. Może zostawiało to plamy, ale Moira wszystko posprzątała. Zawsze od razu sprzątała. Nawet jeśli chciałabym, żeby ktoś to zobaczył to Moira uniemożliwiłaby to.
Później padło na tych dwóch bliźniaków. Rudzi bliźniacy, mali chłopcy. Zawsze miałam słabość do rudych, ale to nie miało znaczenia. Zawsze rzucali pod nogi różne rzeczy i kiedy raz potknęłam się o nie to wściekłość przejęła nade mną kontrolę. Wydaje mi się, że zemdlałam. Kilka godzin później Moira namawiała mnie, żebym wykąpała się. Byłam cała pokryta krwią.
Gdy dowiedziałam się, że mogę robić takie rzeczy, nie mogłam przestać. Wiele potłuczonych szklanek i krwi. Nagle stało się to jedynym sposobem, który zapewniał mi sen w nocy. Świadomość, że mogę ich zabijać cały czas. Mogłam przez chwile czuć się lepiej. Żadnych wielkich uczuć. Oni wszyscy wracali.
Gejowska para. On zabił ich pierwszy, a ja powtórzyłam to. Zadowolony z siebie dupek był pierwszy. Zdrajca... Oh, umierał powoli. Wyjęłam jego wnętrzności i trzymałam je cały czas w rękach. Moira od raz przyszła posprzątać wszystko.
Niedługo po tym wydarzeniu Violet umarła. Właściwie to było to nawet piękne, ten cały jego krzyk, gdy umierała. Szkoda, że nie był taki smutny, gdy ja umarłam.
Uspokoiłam się odrobinę, gdy jej ciało gniło. Jej rodzina szybko poszła do piekła i umarli. Matka urodziła dziecko, które miała z Tate'm. Nienawidziłabym ją, gdyby to nie zabiło jej. Jej ojciec umarł, kiedy ta suka Hayden ukradła dziecko. Oczywiście teraz byli uwięzieni w domu, ale mały cud wydarzył się, gdy Violet powiedziała Tate'owi, aby zostawił ją.
Chciałam, żeby on mnie zobaczył. Pragnęłam go tak bardzo, że nawet nie moglibyście sobie wyobrazić. Ale poczekałam. Obmyślałam plan w ciemnych zakątkach domu.
To Violet powiedziała "żegnaj" Tate'owi. To od Violet on chciał przebaczenia. Więc zamiast Tate'owi... Powinnam pokazać się Violet.
"Nie wierzę!"
Siedziałam zwyczajnie za poręczą na szczycie schodów, gdy Violet zobaczyła mnie po raz pierwszy. Zerknęłam na nią przerywając wiązanie butów.
"Naprawdę jest tu ktoś w moim wieku?" Szybko zaczęła wspinać się po schodach.
Przechyliłam głowę na bok. "Tak?"
"Czekaj." Zatrzymała się krok przede mną. "Jesteś martwa, prawda?"
Przytaknęłam i delikatnie uśmiechnęłam się.
"Nie widziałam cię wcześniej! To jest takie świetne!" Usiadła przede mną. "Mam na imię Violet."
Wyciągnęłam w jej stronę rękę. 'Lily."
Uścisnęła moją rękę w geście powitania.
"Cieszę się, że tutaj jesteś. Wszystko zaczynało robić się takie nudne."
Zaśmiałam się cicho. "Jak dawno temu umarłaś?
"Około trzy lata temu. A ty?"
Zatrzymałam się. "To dobre pytanie..." Zaczęłam liczyć na palcach. "Może coś około ćwierć wieku?"
Oczy Violet rozszerzyły się. "Wow, to trochę czasu. Jak to możliwe, że nigdy wcześniej nie widziałam cię?"
Wzruszyłam ramionami. "Nie pokazuję się zbyt często."
Nastała pomiędzy nami cisza.
"Hej, robisz coś wieczorem?" Zapytałam nagle.
Zaśmiała się. "Nie."
"Możesz mi w czymś pomóc? To naprawdę ważne."
Pół godziny później byłyśmy w piwnicy i przesuwałyśmy wszystkie szafki i stoły.
"Często to robisz?"
Skinęłam głową napierając całym ciałem na stół, który chciałam przesunąć. "Facet jest tak nakręcony, że nawet nic nie zauważa, dopóki czegoś nie pomiesza."
Zachichotała, zmieniając miejsca położenia różnych słoików. Drzwi na górze otworzyły się i mogłam usłyszeć tupot stóp.
"Ah, Violet!" Złapałam ją i pociągnęłam za róg. Byłyśmy bardzo cicho, gdy usłyszałyśmy jak doktor zaczyna pracować przy jego stołach.
"Wie, że ktoś to robi. To naprawdę do denerwuje." Wyszeptałam, rozglądając się dookoła. "To wszystko dla zabawy."
"To właśnie robisz przez cały czas?" Zapytała Violet.
"Nie..." Najczęściej przyglądam się twojemu chłopakowi, a później sprawiam, że wszyscy w tym domu krwawią. "Jest więcej zabawy, gdy robi się to z kimś."
"Są tu inni ludzie z którymi można się bawić?"
"Tak i nie. Znasz dzieciaka na strychu?"
"Beau?"
"Tak. Ten dzieciak jest najlepszy w-" Nagle rozniósł się nieludzki syk i poczułam ból w kostce. Violet krzyknęła i odskoczyła do tyłu.
"Cholera!" Kopnęłam. "Thaddeus, odejdź!"
Kreatura, która kiedyś była dzieckiem zniknęła, ale Nora od razu pojawiła się.
"Bardzo przepraszam za niego, ale nie martw się. Mój mąż potrafi sobie świetnie poradzić z pogryzieniami." Nora wzięła mnie za rękę i wyciągnęła do światła. "Ukochany, twoje stworzenie ugryzło biedną dziewczynę."
"Wszystko ze mną okej, więc my po prostu pójdziemy-"
"Nie, nie. To bardzo proste, tylko kilka szwów. Damy ci znieczulenie, jeśli boisz się."
Mogłam zobaczyć w oczach Violet obawę.
"Nie musicie mi nic zszywać, jestem martwa."
"Oh, to nie problem. Zrobi to naprawdę szybko." Nagle doktor układał mnie na swoim stole i układał moją nogę w wygodnej pozycji.
Zacisnęłam zęby. "Uhm, Violet, zobaczymy się jutro."
Wyglądała na zdezorientowaną.
Wzruszyłam ramionami. "Zazwyczaj zajmuje mu to całą noc. Miło było cię poznać."
"Ciebie również." Wyglądała na samotną, gdy ruszyła schodami na górę.
"To nie zaboli ani trochę..."
Gdy tylko igła wbiła się we mnie i Violet była za drzwiami, zeskoczyłam ze stołu. "Spójrz, wszystko dobrze?" Po ugryzieniu nie było śladu.
"Muszę być bardzo, bardzo dobry." Doktor przytaknął.
Czułam złość narastającą we mnie. Wzięłam skalpel ze stołu i po chwili gardła doktora i Nory były poderznięte. Odwróciłam się, gdy usłyszałam coś za mną.
Co oni wszyscy tutaj robili? Pielęgniarka, bliźniacy, para. Oni wszyscy zmierzali w moją stronę.
Sądzę, że zemdlałam, ponieważ następną rzeczą jaką pamiętam jest to, że wszystko dookoła mnie było pokryte krwią, a Moira wciągała mnie na górę. Gdy zmyła ze mnie całą krew, zrobiła filiżankę herbaty dla mnie.
Było mi słabo, więc oparłam głowę o blat. "Nie możesz dać mi czegoś mocniejszego?"
Moira zaśmiała się cicho. "Umarłaś, gdy byłaś niepełnoletnia, kochana."
"Próbujesz ukarać mnie za to w jakim wieku umarłam?"
Moira pokręciła przecząco głową. "Oczywiście, że nie. Mówiąc o tym, jeśli próbujesz-" Skrzypienie na górze spowodowało, że przerwała i rozejrzała się dookoła. Wróciła do rozmowy, ale mówiła teraz ciszej. "Jeśli nie chcesz, żeby ten chłopak zobaczył cię to musisz być ostrożniejsza. On zawsze obserwuje ją."
"Myślisz, że robił to?"
"Nie, nie dzisiaj. Gdybym była tobą to wymyśliłabym jakiś plan." Przesunęła w moją stronę filiżankę. "Nie wiem co robisz, ale możesz zrobić to bardziej zorganizowanie."
Przyglądałam jej się jak chodziła dookoła kuchni i sprzątała. Gdy sięgnęła do regału, zaczęłam zastanawiać się dlaczego ona nosi taki wyzywający strój, który odkrywa prawie wszystko.
"Ciągle brudzisz te same ubrania. Nie mogę już pozbyć się z nich śladów krwi."
"Nie martw się, mam więcej na dole."
"Wiesz, tata Violet był terapeutą. Może powinnaś się temu bardzo przyjrzeć."
"Oh, Moira." Westchnęłam. "Nigdy nie byłabym dobrym terapeutą."
"Wiesz co mam na myśli, Lilian."
Dokończyłam herbatę i ruszyłam na dół. Daleko od miejsca w którym ciało Violet dawno temu rozłożyło się, miałam swój mały zakątek, gdzie spałam w nocy.
To było prostsze niż myślałam. Violet nie była tak mądra, żeby domyślić się o co mi chodzi. Nie wiedziałam dokładnie jaki jest mój cel, ale wiedziałam, że robię postępy.
Okryłam się jedną ze starych koszulek Tate'a i próbowałam zasnąć. Blisko mnie leżały moje rysunki. Większość z nich przedstawiała Tate'a. Zasnęłam z ręką zaciśniętą na jednym z nich.
Miałam zamiar odzyskać mojego zabójcę i nikt nie mógł mnie powstrzymać.

niedziela, 7 lipca 2013

Chapter I

W pewnym sensie zawsze wiedziałam, że umawiam się z socjopatą. Była w nim jakaś ciemność, ale byłam jedyną osobą, która widziała to. Tate nie był łatwy do rozgryzienia, szczególnie dla osób ze szkoły. Myślę, że zaskoczył ich wszystkich pod koniec. Ja nie byłam zaskoczona. Od momentu, gdy nasz związek pogłębił się, nic nie było w stanie mnie zaskoczyć.
Nie pasował do typowego opisu początkującego, sadystycznego maniaka. Dobrze radził sobie w szkole. Był w stanie dogadywać się z rówieśnikami. Szanował większość starszych, innych niż jego matka.
Może to właśnie o to chodzi. Może to jego rodzinne życie. Byłam u niego w domu, Domu Mordu. Był ogromny jak dla jego rodziny, tylko jego mama i dwójka rodzeństwa. Jego matka była szalona. Zawsze paliła w wielkich ilościach. Zamknęła jego brata Beauregarda na strychu, ale wydawał się być szczęśliwy. Oczywiście jej chłopak zabił go. Może to właśnie to wszystko. Addy pilnowała go, ale on nigdy nie chciał, żeby była w pobliżu jakiegokolwiek zagrożenia. Więc może w tym wszystkim chodziło o jego rodzinę.
A może chodziło o mnie. Nikt zbytnio nie znał Tate'a zanim zaczęliśmy umawiać się. Nadal dokładnie pamiętam każdy szczegół dnia kiedy poznaliśmy się...
"Kim jest ten chłopak?" Szturchnęłam moją znajomą, Missy.
"Który?"
"Ten z patykiem".
"Ten na zewnątrz?"
"Tak. Stoi tam sam. Z kim on mógł przyjść?"
"Nie wiem. Może z Anthonym i resztą." Wskazała na Anthonego. "Tony! Podejdź tutaj."
Podszedł trzymając w ręce czerwony kubeczek. "Co?" Spojrzał na nią. W ten wyjątkowy sposób. Dużo osób tak na nią patrzyło. Była bardzo pożądana.
"Kim jest ten dzieciak?"
Tony spojrzał w odpowiednią stronę. "Oh, to jest Tate."
"Co on tu robi?"
"Zaprosiliśmy go. Jest naprawdę fajny." Mogłam zauważyć obawę w jego oczach. "Dlaczego pytasz?" Obawiał się, że Missy chciała chłopaka, który stał na zewnątrz.
"Lily lubi przyglądać mu się." Missy uśmiechnęła się zadziornie, gdy opróżniła swój kubeczek.
"Cóż, cholera Lil. Rusz swój tyłek." Tony popchnął mnie w kierunku drzwi.
"Nie. Ja, no wiesz... Tam jest prawdopodobnie zimno." Zerknęłam za okno na chłopaka z jasnymi włosami. Nagle ramię objęło mnie wokół talii i poczułam jak moje stopy unoszą się nad ziemią.
"Odstaw mnie na ziemie, Tony!"
"Nie ma takiej opcji, przykro mi Lily."
Zaniósł mnie na zewnątrz. Westchnęłam. Nie miało sensu kopanie i krzyczenie, to wyglądałoby tylko jeszcze bardziej poniżająco. Przerzucił mnie przez ramię i podszedł do chłopaka. "Cześć Tate."
"Co tam?"
"Ta dziewczyna przyglądała ci się. A więc trzymaj." Moje stopy znowu dotknęły ziemi i Anthony zmył się. Obróciłam się. Jego oczy były brązowe i lekko wystawały spod jego jasnych włosów. Był wyższy ode mnie i miał na sobie ciemną koszulkę pod czarną kurtką. Jego jeansy były podziurawione. Był przystojny. Siedziałam tam przez chwilę w mroźnej mżawce.
"Przyglądałaś mi się?" Delikatny uśmiech wślizgnął się na jego usta.
"Ja tylko... Siedziałem na zewnątrz... Sam... I ja tylko mówiłam, że..." Zebrałam do kupy moje myśli. "Mogę papierosa?"
Wyciągnął w moją stronę dłoń. Pomiędzy palcami trzymał papierosa. "Po prostu podziel się moim." Przez moje ciało przeszły dreszcze, gdy pochyliłam się i zaciągnęłam się. "Jak masz na imię?" Zapytał podpierając się na jednej ręce z tyłu.
"Lilian... Lily."
"Cóż, Lily..." Nagle złapał mnie za nogę i przyciągnął ją za siebie. "Jak dobrze umiesz utrzymać równowagę?" Uspokoiłam się stojąc na jednej nodze i zaśmiałam się lekko. "Co?" Uśmiechnął się.
"Mógłbyś rozwalić mi czaszkę w tej chwili o róg za mną..." Róg ściany za mną był dokładnie w miejscu gdzie bym upadła, gdyby puścił moją nogę.
"Oh. Naprawię to." Złapał mnie za drugą nogę i przyciągnął mnie do swoich kolan. "Cześć."
"Cześć."
Pochylił się w moją stronę przybliżając się do mnie. Nie pocałował mnie, chociaż myślałam, że zrobi to. Zamiast tego delikatnie trącił mój nos. Objęłam go ramionami i pocałowałam.
Okazało się, że większość naszych znajomych przyglądała nam się przez okno, ale to nie miało znaczenia. Byliśmy Lily i Tate'm, całującymi się po raz pierwszy w lekkim deszczu.
Związek trwał przez następny rok. Zima przyszła i odeszła. Wiosna przyniosła nowe życie. Lato wreszcie nadeszło i dokładnie wtedy zaczął się dramat.
Nasza grupa poszła pływać. W jednej minucie Tate był z nami, a w drugiej już go nie było. Nie wiedziałam o tym, że był nieobecny. Tony wrzucił mnie do wody. Tylko Tate wiedział, że nie potrafię pływać.
Nie wiem jak długo byłam pod wodą. Nie wiem jak długo zajęło im zorientowanie się, że nie wypływam na powierzchnie. Wszystko co wiem to, że następną rzeczą jaką pamiętam były usta Camerona przyłożone do moich i ja plująca wodą. Gdy skończyłam krztusić się Cameron znowu mnie całował. To nie było w porządku. Tate całuje mnie, nie Cameron. Byłam zaskoczona.
Wreszcie, gdy skończył wszyscy patrzyli się na nas. Cameron uśmiechał się, a ja zarumieniłam się.
"Gdzie jest Tate?" Wstałam szybko wycierając usta.
"Rumienisz się, Lil. Podobało ci się to." Missy uśmiechała się zadziornie.
Czułam wściekłość, gdy śmiali się ze mnie. Nie myślałam o tym, po prostu zamachnęłam się na Missy. Kiedy odeszła to obróciłam się na pięcie i zobaczyłam Tate'a na werandzie. Wzięłam ręcznik. Moje ubrania były przemoczone, ponieważ nie miałam na sobie stroju kąpielowego. Wbiegłam na górę po schodach. Tate wyglądał na zdezorientowanego. "Lily, co się dzieje?"
'Wychodzimy." Ruszyłam przez dom szukając moich butów. Czułam jak łzy napływają mi do oczu, gdy Tate zaczął zadawać mi więcej pytań. Jestem zdrajczynią, prawda? Zdradziłam jedyną osobę, którą naprawdę kocham...
Nagle spadłam z drewnianych schodów. Tate w ciągu sekundy znalazł się za mną. Płakałam. Tak bardzo płakałam, że doprowadziło to do tego, że powiedziałam mu o wszystkim. Przyjął to dosyć dobrze. Albo tak przynajmniej myślałam.
Kiedy Tate zaczął strzelaninę w szkole, zabił wszystkich, którzy byli z nami na plaży tamtego dnia. Zastrzelił Camerona na moich oczach.
Ale ja nie byłam przestraszona. Nie byłam smutna. Tak szybko jak tylko zdobyłam szansę, przemknęłam obok policjantów w szkole i pobiegłam do jego domu. Nadal kochałam go, po tym jak zabił ich. Nadal kochałam go, pomimo tego, że był mordercą. Nadal chciałam mojego psychopatę.  
Wślizgnęłam się przez jego okno. Dopiero po fakcie zorientowałam się, że mogłam wejść normalnie drzwiami. Jego matka wpuściłaby mnie. Wtedy przynajmniej ktoś wiedziałby, że byłam tam.
Najpierw ogarniała go ciemność, ale później złagodniał. Razem płakaliśmy. Nie chciałam, żeby policja zabrała go. Mieliśmy zamiar uciec do jakiegoś bezpiecznego miejsca. Nikt nie mógłby znaleźć nas.
Całował mnie, a później jego dłonie znalazły się dookoła mojej szyi.
Nie mogłam oddychać.
Upadłam na kolana.
Objął ramionami moją głowę i... Koniec. Byłam martwa.
Niestety widziałam wszystko co działo się później. Usłyszał mężczyzn za drzwiami, więc wciągnął moje ciało pod jego łóżko. Smutną rzeczą było oglądanie jak umiera. Został postrzelony wiele razy. Płakałam. Płakałam, gdy mój morderca umierał. Czasami nadal płaczę z tego powodu.
Przechodzę przez to cały czas. Nie chcę przyjąć tego do wiadomości, ale to może ja byłam osobą, która doprowadziła go do takiego szaleństwa. Może to ja byłam tą ciemnością, która go przytłaczała.
Znowu i znowu. Ale to nie mogę być ja. Szukam innych odpowiedzi, innych winnych. Doprowadza mnie to do szaleństwa. Jest milion rzeczy, które mogły doprowadzić Tate'a do załamania. To nie mogłam być ja.
To. Nie. Mogłam. Być. Ja.